null

Architektem tylko się bywa. Dlaczego?

Drukuj link otwiera się w nowej karcie

 

Architektem się bywa, czyli obraz warszawskich architektów w raporcie podsumowującym badania zrealizowane przez zespół  Macieja Frąckowiaka i Fundacji Bęc Zmiana na zlecenie Biura Architektury i Planowania Przestrzennego.

Architekt Miasta, która na co dzień współpracuje z projektantami, inwestorami, mieszkańcami, chciała przyjrzeć się sytuacji architektów w Warszawie oczami praktyków. Przez badanie szukaliśmy odpowiedzi na pytanie: Jak architektura jest rozumiana przez osoby, które zajmują się nią w Warszawie?


  • W jakich rolach występuje dziś architekt w Warszawie?
  • Jakie sposoby pracy są praktykowane i preferowane przez osoby, które zajmują się architekturą w Warszawie?
  • Co pomaga, a co przeszkadza w tworzeniu wysokiej jakości architektury w Warszawie?

 

·        Z badań wyłania się bardzo ciekawy obraz. Zachęcamy do lektury całego raportu, a tu prezentujemy fragmenty, które najbardziej nas zaciekawiły.

 

Twórca. Architekci marzą o tym, by uznawać ich za twórców, którzy w chwili natchnienia robią „szkice na serwetkach w kawiarni”. A potem kreują przestrzeń. Moment twórczy jest przyjemny. Dlatego architekci „od czasu do czasu biorą udział w konkursach, ponieważ nawet jeśli ich nie wygrywają, to mogą doświadczyć (…) aktu kreacji, przejścia (…) od problemu do zaproponowanego rozwiązania projektowego”. Architekci mają poczucie misji. Zdają sobie jednak sprawę, że ich rola już zawsze będzie kontekstowa, bo trzeba się „adaptować do dynamicznie zmieniających się warunków prawnych, ekonomicznych i politycznych”.

Społecznik/ aktywista. Nikt nie chce pracować za darmo. Architekci nie stanowią wyjątku. Ale pamiętają o misji i pewnej wrażliwości. „Bycie społecznikiem nie polega więc jedynie na wykonywaniu darmowych usług czy finansowaniu ich ze środków dla organizacji pozarządowych, to raczej patrzenie na proces projektowy z określonej, społecznej perspektywy”.

Usługodawca. Prototypem takiej postawy jest rzemieślnik. „Artystą się bywa, a rzemiosło to cała reszta” – przypominają architekci. Zauważają, że młodzi adepci tej profesji są biegli „w opracowaniach komputerowych” ale „brak [im] doświadczenia z placu budowy”. Wydziały architektury produkują coraz częściej „inżynierów od komputerów”, „klikaczy”, „obrabiaczy”, „specjalistów od Excela”, którzy nabywają umiejętności „wyciskania jak najwięcej z metra”, „załatwiania pozwoleń” i „trzaskania wizualek”.

Biznesmen. Posiada „spryt do załatwiania zleceń, a także umiejętność odpowiedniej rozmowy z inwestorami, prowadzenia projektu”. Ma dar „umiejętnego zagadania”, przekonywania inwestorów, „że budowanie najtańszym kosztem niekoniecznie się opłaci” (…). Studia tego nie uczą. Architekci często poddają się presji, przestają „wierzyć w swój projekt”, „rezygnują z walki”.

Mediator. Balansuje pomiędzy branżystami, inwestorami, urzędnikami, zna cele i ograniczenia w coraz szybciej zmieniającej się rzeczywistości . „W tych warunkach jedyną stabilną rolą architekta okazuje się nie tyle specjalistyczna wiedza (…), ile wiązanie różnych podmiotów i czynników, które towarzyszą projektowaniu, budowie czy trosce o jakąś przestrzeń”.

Jak architektów widzą inni (zdaniem architektów)

Twórca sprawczych wizji. To przedwojenne wyobrażenie o architekcie. Mitem jest rozpoczynanie pracy nad projektem od pustej kartki, „przestrzeni dla otwartej kreacji”. „Życie ekscentrycznego twórcy prowadzić mogą nieliczni, większość architektów żyje i najczęściej pracuje inaczej”.

Dostarczyciel usług. „Dla większości klientów architekt to ktoś, kto po prostu realizuje ich wyobrażenia, załatwia niezbędne pozwolenia, tworzy dokumentację itd.”. Jest utożsamiany z inżynierem, postrzegany „jako ktoś, kogo da się zastąpić kimś innym”. Winą za niekorzystny obraz architekci obarczają głównie media. „Obraz architektury bez architektów się utrwala”. Konkurowanie głównie ceną obniża prestiż zawodu.

Postać mglista. „Architekt jawi się jako ktoś nieobecny”. W społecznej wyobraźni „brak konkretnego obrazu tego zawodu”. Zwłaszcza, że na Mazowszu większość pozwoleń na budowę wydawanych jest na podstawie projektów, których nie sporządzali architekci. W szkołach „przywiązuje się [małą] wagę do edukacji artystycznej (nie mówiąc już o edukacji przestrzennej)”. Architekci narzekają na niezrozumienie, na „wypłukiwanie aspektu twórczego z projektowania, czego efektem jest przekonanie, że taki np. dom zaprojektować może w zasadzie każdy”. „Pomija się społeczny komponent projektowania, jego wpływ na ludzkie życie”.

Co sprzyja tworzeniu dobrej architektury w Warszawie?

Dziury w zabudowie. „Jest relatywnie dużo przestrzeni, w której można coś zbudować”. W mieście „można liczyć na atrakcyjne działki”. To skutek tragicznych lat 1939 – 1945  oraz puste obszary „niedbale załatane w latach powojennych kiepskiej jakości architekturą, w tym przemysłową, którą można będzie bez straty wyburzyć i zbudować w tych miejscach coś nowego”.

 

Bogate miasto. W Warszawie najwięcej buduje, bo tu „są pieniądze”. Tu są też wyższe budżety na różne projekty, większe niż w innych miastach w Polsce.

 

Moment wrzenia. Warszawa „pulsuje energią, która tworzy korzystny ferment”. Burzliwa historia sprawiła, że „w tych samych miejscach krzyżują się radosne i tragiczne wydarzenia”. Są miejsca, które „buzują w pamięci i dyskursie” – np. konkurs na plac Centralny. Miasto szuka „nowej utopii architektonicznej” po latach „liberalnego kapitalizmu”, wzrasta w nim „samoświadomość”. Zaczyna się rewaloryzacja „dziedzictwa architektonicznego modernizmu”. Tematy dotąd porzucone, stają się ważne „jak publiczne targowiska czy toalety miejskie”. Pozytywny ferment tworzą m.in. organizacje pozarządowe oraz nowa generacja urzędników, często młodych, wcześniej związanych z NGO-sami.

Niesprecyzowane procedury. W stolicy jest większe „pole do popisu”, bo architekci często działają „w obszarach bez planów zagospodarowania”. Skomplikowana historia miasta sprawia, że trzeba szukać jego tożsamości często „w oparciu o architekturę twórczo odnoszącej się do przeszłości (…)”.

Warunki przestrzenne. Miasto jest płaskie, co skłania, by szukać „interesującego krajobrazu architektonicznego”. Drugim walorem jest Wisła, „wije się przez miasto”, jest „istotną częścią jego krajobrazu, stanowi duży potencjał (…)”.

Potencjał sytuacyjny.  „Potencjał Warszawy ma mocno sytuacyjny charakter, zależy on bardziej od zbiegów okoliczności, talentów i ambicji poszczególnych ludzi niż od jakiegoś trwałego systemu, budowanego z myślą o tworzeniu architektury wysokiej jakości”.

Bariery i trudności w tworzeniu architektury w Warszawie

(Bez)plan, reprywatyzacja, „wuzetka”. Warszawa to archipelag parceli. Z powodu reprywatyzacji „planowanie przestrzenne odbywa się w dużej części w biurach inwestorów i na salach sądowych, a skupowanie roszczeń umożliwia dowolne scalanie działek i – zdaniem rozmówców – budowanie czegokolwiek, do skutku dochodzą inwestycje, które nie są wpisane w kontekst czy szersze plany”. Problem pogłębiają „niedostatki planów miejscowych”. Tzw. wuzetka „funkcjonuje trochę jako carte blanche, destabilizuje spójność architektoniczną Warszawy”. „Wszystko pasuje i nie pasuje” do siebie, tu „wszystko wolno, a jednocześnie nie wolno prawie nic”. „Konsekwencją wspomnianych braków i niedostatku planów jest wytwarzanie się nieładu jako nowego systemu”.

Problematyczne przepisy. Ustawa o przetargach i zamówieniach publicznych „sprawia, że doraźność maskuje długofalowe koszty”. Plany miejscowe sporządzają „najtańsi oferenci”, „często na chybcika”. „Mało biur stać na udział w konkursie” [architektonicznym], ze względy na koszty, jakie trzeba ponieść w przygotowaniu projektów. Trwa niepewność związana „z obowiązywaniem nowej ustawy inwestycyjnej”, co sprzyja „staniu w rozkroku”. To syndrom „wiecznego oczekiwania”.

Nierówno działająca administracja. „Urzędnicy są przeładowani, zwłaszcza że w Warszawie dużo się buduje. Siłą rzeczy konsekwencje ponoszą też architekci i inwestorzy, którzy na decyzje w urzędzie muszą czekać w długiej kolejce”. Ich podejmowanie „to często kwestia osobistej odwagi” z powodu braków w systemie prawnym. Niejasne jest „funkcjonowanie ochrony konserwatorskiej”, bo często ze zmianą konserwatorów „zmienia się podejście do zabytków”.

Niejasny podział kompetencji. Nie wszyscy nadal wiedzą, co załatwia się w dzielnicy, a co w Biurze Architektury i Planowania Przestrzennego. Procedury mogą się wtedy przerodzić „w drogę przez mękę”, bo z teorii systemów wynika, że „im więcej części, tym więcej skomplikowania”. Brakuje też „standardu w interpretacji tych samych zapisów”. Rozeznanie w kwestiach formalnych „można określić jako wieczny początek”. Inwestorzy czasem pytają: „zostajemy w dzielnicy czy idziemy na Marszałkowską”, gdzie działa się „w oparciu o poznane reguły i zwyczaje, a nie za każdym razem nieco inaczej”.

Negatywna konkurencja. Warszawa „przyciąga architektów” z całej Polski, bo tu łatwiej o pracę, zlecenia i szansę na udział przy „ciekawszych czy lepszych projektach”. Ale „duży rynek z ciągłym napływem kolejnych architektów sprzyja (…) stosowaniu zaniżonych stawek”, bo zawsze „są inni w kolejce”. Ponadto „działki stają się w Warszawie dobrem cennym i rzadkim, co może sprzyjać takim formom rywalizacji, które premiują  myślenie doraźne”.

Niedostatek debaty. Brakuje „kultury krytyki”, „odpowiedniego języka”, profesjonalnej debaty np. o strategii rozwoju miasta. „Architekci za rzadko zabierają głos publicznie”. Wielu z nich „nie potrafi rozmawiać o projektach czy architekturze, po prostu dlatego, że nikt ich tego nie uczył”. Szansą na podjęcie „prawdziwej debaty architektonicznej” może być otwarcie pawilonu Zodiak.

Niewielka kultura myślenia o przyszłości. W Warszawie „przeszłość wygrywa z przyszłością”, brakuje „strategii rozwoju miasta”. „Architekt Miasta jest dzisiaj zaledwie jedynym z wielu Dyrektorów i to wcale nie o największym znaczeniu w hierarchii magistratu”. „Niedostatki myślenia w dłuższej perspektywie zagrażają tożsamości zawodu architekta”.

Architektura jako zarządzanie niepewnością. „Złożoność, nieprzewidywalność czy incydentalność są (…) jedną z istotniejszych cech współczesnego świata w ogóle”. Niepewność  jest „istotną składową zawodu, jest weń wszyta”. „W sensie antropologicznym architektura zawsze polegała na zarządzaniu niepewnością (…)”.

Jak usprawnić relacje z urzędem, by architektura była lepsza

Rosnąca rola urzędów. Urząd „jest kluczowy dla jakości i procesu tworzenia architektury w Warszawie”, a „jego rola rośnie”. Musi mediować , negocjować. W mieście dokonał się „zwrot partycypacyjny”.  „Coraz więcej konfliktów miejskich zaczyna być analizowanych w kategoriach przestrzennych (reprywatyzacja, smog, degradacja centrów miast, np. suburbanizacja, osiedla zamknięte)”. Rozmowa o urzędzie „nie musi być tylko narzekactwem”. Urząd „może gwarantować stabilność”, której brak to „największa bariera dla tworzenia architektury w Warszawie”.

Urzędy sprawne czyli jakie. Ważne są: konsekwencja, terminowość, synchronizacja, koordynacja działań, dopilnowywanie spraw, życzliwość, zaufanie. Urzędnicy muszą jednak wydawać wiele warunków zabudowy „na piechotę z uwagi na brak planów miejscowych”. Klienci oczekują „komplementarnego partnerstwa”, „większej sprawności, ale także sprawczości”,  „partnerskiej dyskusji”. „Charakteryzując komplementarne partnerstwo z urzędem, architekci wskazywali, że u jego postaw tkwi uznawanie wzajemnego prawa do negocjacji, a co za tym idzie – współkształtowania rzeczywistości”.

 

Maciej Frąckowiak, „Architektem się bywa. Badanie Warszawskich Architektów”.

Załączniki: